Skip to content

Dlaczego powinniśmy częściej mówić „nie” niż „tak”? 

Last updated on 29 kwietnia 2025

Niektóre słowa robią karierę, zanim ktoś zorientuje się, że niosą więcej cudzego oczekiwania niż własnej decyzji. „Tak” – najgrzeczniejszy pachołek naszej kultury – to jedno z nich. Uczyli nas od dziecka, że „tak” to klucz do aprobaty, kariery, świętego spokoju i ciepłego obiadu. Tymczasem coraz częściej mam wrażenie, że to także słowo, które cichutko spuszcza powietrze z naszego „ja”. 

Czy „tak” przypadkiem nie działa dziś jak język, który nie opisuje, ale ustawia rzeczywistość? Pozornie upraszcza komunikację, ale w rzeczywistości ją tresuje. Mówisz „tak” i jesteś zgodny, kompatybilny, miły. Nie sprawiasz kłopotu. „Nie” z kolei jest jak zerwanie ciszy – odłącza cię od społecznego zasilania. Odmów i obserwuj reakcję: nagła pauza, zmiana tonacji, subtelna irytacja. Bo „nie” to nie tylko słowo. To postawa. To granica. A granic przecież się dziś nie stawia – tylko „negocjuje”. 

Odmawianie stało się aktem kontrkulturowym. W epoce, gdzie każde „tak” może być przetworzone w zysk, algorytm, punkt lojalnościowy czy polubienie, powiedzenie „nie” działa jak błąd w kodzie. System nie wie, co z tobą zrobić. Jesteś bezużyteczny, bo nie klikasz, nie akceptujesz, nie podpisujesz regulaminu. Odmowa staje się luksusem – na który wielu z nas nie może sobie pozwolić. Nie z braku odwagi. Z braku bufora. Bo „nie” to komfort tych, którzy mają gdzie się wycofać. Cała reszta uczy się być elastyczna – i gnie się aż do złamania. 

Ale „nie” ma też wymiar głębszy, prawie ontologiczny. Czasem odnoszę wrażenie, że to właśnie nasza mowa nas kształtuje, nie odwrotnie. Że mówimy „tak” nie dlatego, że chcemy, ale dlatego, że tak mówi się w tym miejscu, w tej sytuacji, przy tych ludziach. To język mówi przez nas, nie my przez język. „Nie” jest wtedy jak wewnętrzne przesunięcie akcentu. Jak niespodziewana zmiana tempa w znanej melodii. Mówiąc „nie”, odzyskujemy własny głos – głos, który nie spełnia oczekiwań, tylko je weryfikuje. 

Odpowiedzialność zaczyna się tam, gdzie kończy się automatyczne posłuszeństwo. I nie trzeba do tego rewolucji. Czasem wystarczy zwyczajne „nie dam rady” zamiast „jasne, ogarnę”. Czasem „nie chcę” tam, gdzie wszyscy przytakują. Nie chodzi o gest wielki – chodzi o moment trzeźwości. Współczesny świat nie potrzebuje munduru, by działać. Wystarczy powiadomienie z kalendarza, mail z flagą „ważne” i uśmiech z zestawem oczekiwań. „Tak, mogę, oczywiście, już siadam”. Kolejne „tak” wbite w strukturę dnia jak lufa rewolweru w podbrzusze. 

Czy „nie” boli? Owszem. Boli, bo wymaga stanięcia po swojej stronie. Boli, bo jest wyborem, nie automatyzmem. A przecież dużo łatwiej mówić „tak” i płynąć z nurtem, w którym wszystko jest już zdefiniowane. W kulturze przesyconej symbolami odpowiedź „tak” staje się znakiem przynależności – nie tyle wyborem, ile odruchem. Taka zgoda to rodzaj zbroi: zgadzam się, więc jestem bezpieczny. Ale czy jestem? 

Nie chodzi o to, żeby każda odmowa była heroicznym aktem. Nie każda „niechęć” to manifest. Ale może warto, żeby każda zgoda przeszła przez filtr – po co się na to zgadzam? Dla świętego spokoju? Dla uznania? Dla przyzwyczajenia? Ile razy mówimy „tak”, mając w środku pulsujące „nie”, które nie dostało zgody na głos? 

Przez lata uczyliśmy się, że „nie” to konflikt. Ale może to „tak” – nieszczere, wymuszone, strategiczne – generuje konflikty znacznie poważniejsze? Te ciche, wewnętrzne. Te, które niszczą relacje, bo zgadzamy się na coś, na co nigdy nie powinniśmy byli się zgodzić. A potem ktoś mówi: „przecież się zgodziłeś”, i nie ma już odwrotu. Historia jest pełna katastrof, które zaczęły się od uprzejmego skinienia głową. 

Dziś coraz częściej obserwuję ludzi, którzy odmawiają. I nie są to buntownicy. To często ci najbardziej empatyczni. To ci, którzy zrozumieli, że ich „tak” ma wartość tylko wtedy, kiedy potrafią też powiedzieć „nie”. Granica nadaje znaczenie zgodzie. Jeśli zgadzasz się zawsze – nic już nie znaczysz. 

Czy zatem powinniśmy częściej mówić „nie”? Tak. Ale nie dlatego, że to modne. I nie dlatego, że „nie” jest lepsze. Tylko dlatego, że zbyt wiele razy zgodziliśmy się na coś, co nas unieważniło. I zanim znów powiemy „tak” – sprawdźmy, czy mówimy to z miejsca wolności, czy z miejsca strachu. 

Podsumowując: Czy jesteś pewien, że Twoje kolejne „tak” będzie Twoje – naprawdę Twoje? 

A może właśnie dziś warto z czymś się nie zgodzić – i sprawdzić, co się stanie? 

Published inesejsłowem pisanym