Skip to content

Wielka Polska na Insta

Na ulicach mnożą się flagi, w szkołach rozbrzmiewają apele, a cyfrowe husarskie skrzydła przemykają przez ekrany telefonów. Ojczyzna, choć ta sama, dziś często pojawia się w wersji z filtrem i połyskiem, gotowa na szybkie udostępnienie. Patriotyzm? Owszem, ale taki, który nie wymaga wysiłku – wystarczy gest, zdjęcie, deklaracja. Łatwo go polubić, trudniej przeżyć.

W tej przestrzeni między gromkim okrzykiem a codziennym wyborem pojawia się miejsce na refleksję. Gdy opadają flagi, milkną hymny, a światła kamer gasną, zostajemy sam na sam z pytaniem: co naprawdę znaczy kochać kraj? To właśnie wtedy, w ciszy, która nie jest już tylko przerwą, lecz zaproszeniem do uczciwego rachunku sumienia, rodzi się autentyczna postawa obywatelska. Nie ta na pokaz, lecz ta, która przenika codzienne decyzje i relacje.

Powierzchowność gestów łatwo rozpoznać po ich ulotności. Patriotyzm, który sprowadza się do manifestacji, znika wraz z końcem transmisji, milknie po wybrzmieniu hymnu. Tymczasem prawdziwa troska o kraj nie wymaga dekoracji ani rozgłosu; jest obecna w codziennych wyborach, w lojalności wobec wspólnoty, w gotowości do krytycznego namysłu nad własnym miejscem w społeczeństwie.

Współczesny patriotyzm często przybiera formę spektaklu, w którym każdy odgrywa przypisaną mu rolę. Publiczne gesty rzadko idą w parze z rzeczywistą troską o dobro wspólne. Gdy codzienność domaga się zaangażowania – w szkole, szpitalu, domu dziecka – łatwiej jest wybrać symbol niż podjąć trud realnej zmiany.

Czy wystarczy przebrać się w narodowe barwy i krzyczeć „Polska!”, by zasłużyć na miano patrioty? W epoce mediów społecznościowych patriotyzm bywa szybkim produktem: wystarczy emocja, mem, przypinka. Łatwiej być przeciw – komukolwiek. Najlepiej: Unii, Niemcom, obcym, „innym”. Patriotyzm negatywny – prosty, tani, gotowy do użycia. Nienawiść podszyta deklaracją miłości do kraju staje się wygodnym alibi dla własnych lęków i uprzedzeń.

Autentyczna postawa obywatelska rodzi się tam, gdzie kończy się automatyzm. Nie wymaga wielkich gestów ani manifestów. Czasem wystarczy szczere „nie wiem”, „mam inne zdanie”, „nie zgadzam się”. To nie bunt dla samego buntu, lecz miejsce na autentyczność w świecie pozorów i społecznych oczekiwań.

Paradoksalnie, najwięcej o naszym przywiązaniu do wspólnoty mówią nie deklaracje, lecz codzienne wybory. Prawdziwy patriotyzm nie potrzebuje spektaklu. Jest cichy, konsekwentny i nie szuka poklasku. Nie polega na wykluczaniu, lecz na odpowiedzialności za słowa i czyny, które kształtują rzeczywistość. Wymaga odwagi, by powiedzieć „nie” – także wtedy, gdy większość mówi „tak”.

Wielu lubi mówić o wolności, jednocześnie ograniczając ją innym. Śpiewamy hymn na stadionie, by potem wykluczać tych, którzy różnią się kolorem skóry, pochodzeniem, poglądami. Krzyczymy „Polska dla Polaków”, ale nie znajdujemy czasu, by pomóc sąsiadowi w potrzebie. Ojczyzna z folderu bywa święta, ta spod bloku – niewidoczna, niewygodna, czasem odrzucona.

Czy naprawdę wierzymy, że flaga na dachu auta zamaskuje smród codziennego egoizmu? Przez wieki milcząca zgoda prowadziła do katastrof. Na szczęście dziś coraz więcej osób odrzuca bezrefleksyjne manifestacje narodowej dumy. To nie radykałowie, lecz ludzie o głębokiej wrażliwości społecznej. Rozumieją, że prawdziwa miłość do kraju wymaga zarówno uznania jego osiągnięć, jak i odwagi, by sprzeciwić się temu, co wymaga naprawy. Ich przywiązanie do kraju nie jest ślepym kultem, lecz świadomym wyborem.

W szkołach uczymy o bohaterach, ale nie o ich błędach. W polityce wycieramy gęby historią, lecz nie wyciągamy z niej wniosków. Zamiast spojrzeć w lustro, wklejamy kolejne posty, udostępniamy symbole, klikamy „lubię to”. Patriotyzm na pokaz nie zmusza do samokrytyki – Polska jest zawsze „wielka”, „niezłomna”, „dumna”, nigdy: skorumpowana, zaniedbana, nieuczciwa.

Autentyczna postawa obywatelska rodzi się w nieustannym dialogu – z przeszłością, która uczy pokory, z teraźniejszością, która wymaga odpowiedzialności, i z przyszłością, która domaga się wyobraźni. Tylko w takiej rozmowie jest miejsce na dumę i na krytykę, na uznanie i na wątpliwość. Patriotyzm, który nie poddaje się refleksji, staje się pustą formą – gestem wykonywanym mechanicznie, bez zrozumienia i zaangażowania.

A może patriotyzm to jednak coś więcej niż dekoracja? Może to suma drobnych gestów: płacenie podatków, nieśmiecenie w lesie, nieparkowanie na miejscu dla niepełnosprawnych, nieobrażanie tych, którzy kochają inaczej. Może to odpowiedzialność, nie wrzask. Praca u podstaw, a nie machanie szabelką. Czy ktoś jeszcze o tym pamięta?

Być może prawdziwy patriotyzm nie potrzebuje deklaracji, spektaklu, publiczności. Bycie patriotą nie wymaga hasła na koszulce. Wymaga odwagi, by się sprzeciwić – także swoim. Wymaga niezgody na głupotę, nawet jeśli wygłasza ją „swój człowiek”. Wymaga przyjęcia, że Ojczyzna to także ludzie, których nie lubimy. Polska to nie tylko romantyczna legenda, ale też brzydka rzeczywistość, o którą trzeba dbać codziennie – nie tylko od święta.

W świecie, gdzie deklaracje łatwo zamieniają się w towar, a społeczny nacisk skłania do konformizmu, warto zadać sobie pytanie: czy moje zaangażowanie buduje mosty, czy pogłębia podziały? Czy mój patriotyzm jest otwarty, czy wykluczający? Czy działa z wewnętrznej potrzeby, czy z zewnętrznego przymusu? Patriotyzm, który zamyka się na inność, który karmi się strachem i negacją – to tylko karykatura miłości do ojczyzny. Pozór, fasada, spektakl.

Prawdziwa więź z krajem przypomina dojrzałą miłość: widzi zarówno zalety, jak i wady, akceptuje niedoskonałości, pragnie rozwoju i dobra. Nie dla własnej satysfakcji, nie dla poklasku, ale dla wspólnego dobra wszystkich, którzy ten kraj tworzą. Bo miłość do ojczyzny nie jest deklaracją, lecz codziennym wyborem. Jest gotowością do współtworzenia miejsca, w którym każdy może odnaleźć swój głos. Jest odwagą, by dostrzegać wady naszej wspólnoty i nie uciekać od odpowiedzialności za jej przyszłość.

Published inesejsłowem mówionymsłowem pisanym