Skip to content

Anatomia dobrowolnej głupoty

Stara czytelnia w bibliotece miejskiej. Siedzę tu, w miejscu, które dawno przestało należeć do kogokolwiek, a jednak wszystko wokół nosi ślady obecności tych, którzy byli tu przede mną. Blat biurka pod moimi dłońmi – chłodny, lekko lepki od upływu czasu – przypomina skórę martwego drzewa. Lampka z matowym abażurem rzuca ciepły krąg światła na pustą kartkę. Nie zapisuję jej – słowa wydają się zbyt ciężkie, zbyt niepewne. Regały wokół – potężne, milczące – wypełnione książkami, których nikt nie dotyka. Zapach suchego papieru, lakierowanego drewna i zastałego powietrza – jakby czas zatrzymał się tu na dobre. Zegar — martwy — pokazuje 14:07. Za oknem drobny deszcz rozmywa kształty świata, a w tle sączy się cicho Silvestrov – „Silent Songs”. Szept dźwięków, których nikt już nie słucha. Siedzę sam. Przed pustą kartką i czekam, aż myśl się odważy.

Zegar stanął, a nikt tego nie zauważył. Czas już nie pyta o zgodę. Światło świeci z przyzwyczajenia. A myśl – jeśli jeszcze się odzywa – stuka pod podłogą jak złośliwy owad.

Myślenie stało się luksusem. Ignorancja – nowym komfortem. Wybieramy ból głupoty, by nie czuć bólu świadomości. To zdanie krąży mi w głowie jak refren, gdy spoglądam na opustoszałe półki, na martwe światło lampy. Czytelnia – niegdyś świątynia rozumu – dziś przypomina raczej kaplicę nie-myślenia. Miejsce, w którym nikt nie szuka odpowiedzi, bo pytania przestały być modne.

Ale czy to naprawdę komfort? Czy głupota, w którą tak chętnie się zanurzamy, jest ucieczką ku szczęściu – czy może desperacką próbą uniknięcia bólu, jaki niesie świadomość? Znam to. Nieraz flirtowałem z pokusą nie-myślenia. Są dni, gdy świat wydaje się zbyt skomplikowany, zbyt pełen sprzeczności. Wtedy kusi, by zanurzyć się w jasności ekranu. Pozwolić innym decydować, co czuć, co sądzić, co pamiętać. Chwilowa ulga. Jak ciepła kąpiel, która zmywa brud z ciała, ale nie sięga do kości. Zostaje po niej pustka. Niepokój, że coś we mnie właśnie umiera.

Dobrowolna abdykacja z rozumu – to nie skutek braku wiedzy, lecz świadomy wybór. Rozum nie został zakazany. Po prostu przestał być potrzebny. Myślący człowiek? Dziwak. Reszta zmienia się w masę – jednorodną, gładką, niewzruszoną. Myśl? Wolna, ale dlatego właśnie zbędna.

To nie tylko problem społeczny. To osobisty dramat. Bo może ta nasza dobrowolna głupota rodzi się z lęku? Lęku przed odpowiedzialnością za własne myśli, przed światem, którego nie da się ogarnąć jednym spojrzeniem, przed decyzjami, które mogą boleć? Ile razy wolałem milczeć, by nie musieć bronić swoich racji? Ile razy udawałem, że nie widzę – by nie musieć reagować? Dobrowolna głupota to nie brak wiedzy. To wybór, by nie widzieć, nie słyszeć, nie czuć. To jak znieczulenie. Ułatwia przeżycie dnia. Ale odbiera sens nocy.

Czasem myślę, że rozpacz już nie krzyczy. Ona wrzeszczy do środka. Jak na obrazie Muncha – twarz wykrzywiona, niema, zamknięta w sobie. Jak u de Chirico – człowiek zamyślony wśród ruin, które przypominają bardziej dekorację do selfie niż pozostałości po cywilizacji. Dziś elita to ci, którzy nie myślą – bo myślenie szkodzi produktywności. „Idiokracja”? Coraz mniej satyra, coraz bardziej reportaż z TikToka.

Pamiętam z dzieciństwa, jak ojciec kupił telewizor. „Pięknie świeci” – powiedział z zachwytem. Sprzedawca dodał: „I nic nie trzeba samemu rozumieć”. W domu tatko oglądał wszystko – od reklam po debaty. Gdy pytano go o zdanie w jakiejś sprawie, odpowiadał zapamiętanym przekazem z ekranu. Dziś takich ludzi jest mnóstwo. Legion.

Głupota nie podnosi głosu. Ona lajkuje. Kiwa głową. Czytanie staje się aktem oporu – przeciw tyranii natychmiastowości. Wiedza potrzebuje czasu. Głupota – nie. Cisza umysłu nie jest pokojem. To często kapitulacja. A kultura to nie rozrywka. To ból pytania, które nie daje spać.

Ale czym jest ta cisza, której szukamy, a której nie znosimy? W półmroku czytelni słyszę nie tylko szelest kartek, ale i zgrzyt własnych myśli. Może to właśnie ten kontrast boli najbardziej – cisza biblioteki kontra hałas świata. W czasach, gdy każda sekunda przynosi dźwięki, obrazy, powiadomienia – cisza staje się trudna do wytrzymania. Pragniemy jej. Ale gdy przychodzi – uciekamy. Bo w ciszy słychać siebie. A to, co się wtedy słyszy – bywa nie do zniesienia.

W tej samej czytelni przypomina mi się licealne wypracowanie – metaforyczne, złożone, pełne odniesień. Nauczycielka wpisała: „Zbyt trudne. Nie popisuj się”. Od tego dnia pisałem tylko to, co „bezpieczne”. A potem – przestałem pisać w ogóle. Dopiero teraz – tu – próbuję znów. Ale myśli wracają opornie. Jak zardzewiałe słowa. Czy to nie właśnie cena dobrowolnej głupoty? Rezygnując z wysiłku, rezygnujemy z siebie.

Syzyf już nie wtacza głazu. On scrolluje. Jaskinia Platona? Dziś ludzie nie tylko myślą, że cienie to rzeczywistość. Oni to wiedzą – i to im wystarcza. Antygona? Zamieniona w mem. Tragizm spłycony do „kto miał rację? Zostaw komentarz”.

W autobusie, w kawiarni, na przystanku – widzę ludzi wpatrzonych w ekrany. Jakby świat poza nimi przestał istnieć. Rozmowy? To już nie dialog, to wymiana gotowych fraz. „Widziałeś to?” „Słyszałeś tamto?” Nikt nie pyta: „Co myślisz?” Bo myślenie jest podejrzane. Lepiej powtórzyć coś zasłyszanego. Lepiej się nie wychylać.

A może to strach przed niekompetencją? Przeciążenie informacją? Paradoks wyboru – im więcej możliwości, tym trudniej podjąć decyzję. I w efekcie: paraliż. Ucieczka w ignorancję. Mózg, przeciążony bodźcami, szuka uproszczeń. Myślenie staje się zbyt kosztowne poznawczo. Uruchamiają się mechanizmy obronne – wyparcie, racjonalizacja, konformizm. Lepiej nie wiedzieć, niż wiedzieć za dużo.

Media społecznościowe – osobna epoka. Algorytmy i gratyfikacje kształtują nasz sposób myślenia. Szybka nagroda – lajk, reakcja, kolejny obrazek – wypiera potrzebę refleksji. Tworzymy bańki informacyjne, które utwierdzają nas w przekonaniach. Myślenie? Niepotrzebne. Empatia? Brak miejsca. Każdy staje się echem samego siebie.

Psychologia konformizmu. Podążanie za tłumem. Lęk przed byciem „innym” – potężna siła. Bo bycie dziwakiem boli. Grozi wykluczeniem. Śmiesznością. Lepiej zniknąć w tłumie. Wybieramy komfort iluzji, nawet jeśli wiemy, że to iluzja.

Ale czy życie bez myślenia może być prawdziwe? Sokrates mówił: „Życie niezbadane nie jest warte życia”. Kant pisał o „wyjściu z niepełnoletności”, w którą popadliśmy z własnej winy. Lenistwo i tchórzostwo jako główne przyczyny. Dziś ta niedojrzałość ma nową nazwę – dobrowolna głupota. Wolność od myślenia – czy to nie nowa forma zniewolenia?

Język. Emotki zamiast słów. Uproszczenia. Degradacja języka to degradacja myśli. Uboższy język – uboższe myśli. Słowo – kiedyś narzędzie refleksji – dziś znak rozpoznawczy plemienia.

A jednak coś we mnie się buntuje. Może to resztka dziecięcej naiwności. A może głód sensu, którego nie potrafię zagłuszyć. Głupota nie daje szczęścia. Ona daje spokój. Ale to spokój cmentarza, nie ogrodu. Czy wolność od myślenia to prawdziwa wolność? A może najgłębsze zniewolenie – to, które nie potrzebuje kajdan?

Wiem, jak smakuje ulga nie-wiedzy. Ale wiem też, jak szybko zamienia się w pustkę. Jak łatwo znieczulenie przechodzi w martwicę. Jak trudno wrócić, gdy się raz siebie opuściło.

A jeśli myśl zechce wrócić – czy znajdziemy słowa, by ją przyjąć? Czy zostanie nam tylko emotka zdziwienia? Czy potrafimy jeszcze rozmawiać? Czy tylko wymieniamy sygnały? Czy zostanie coś poza echem własnego milczenia?

Zegar ten sam. Światło to samo. Może to nie czas się zatrzymał. Może to my – z lęku przed świadomością – przestaliśmy patrzeć na wskazówki. Może jeszcze nie jest za późno. Może jedna myśl – jak nuta Silvestrova – wystarczy, by coś zadrżało.

Słucham „Silent Songs”. Pieśni myśli, która nie podnosi głosu. Pieśni z innego czasu. Nie o świecie, jaki mamy – ale o tym, który mogliśmy stworzyć. I myślę: może wolność to nie wybór głupoty, lecz odwaga, by znieść ból świadomości. Może szczęście nie jest ucieczką od pytań. Może jest zgodą, by je zadawać – nawet bez odpowiedzi.

Kawa już zimna. Deszcz nie przestaje padać. Lampka wciąż oświetla pustą kartkę. Może dziś jej nie zapiszę. Ale wiem, że myśl – choćby niechciana, bolesna – jest jedyną drogą, by nie zgubić siebie w świecie, który sam siebie ogłupił.

Published inesejsłowem mówionymsłowem pisanym