Skip to content

Pomiędzy dymem a pragnieniem

Wzniosła się biała smuga nad bazyliką – jakby świat wypalił papierosa z ulgą. „Habemus papam” Mamy papieża. – mówią. A ja słyszę: „Habemus desiderium”. Mamy potrzebę. Potrzebę Boga, który jest obecny w naszym milczeniu, który słyszy nasze wołanie, nawet gdy nie odpowiada w sposób, jakiego oczekujemy. Boga, który towarzyszy nam w ciszy, gdy nasze modlitwy zdają się pozostawać bez echa.

Ten paradoks obecności w nieobecności, słuchania bez odpowiadania, jest głęboko zakorzeniony w doświadczeniu duchowym. Jak zauważa jeden z teologów: „Bóg słucha nas. Cieszy się, słysząc głos swoich dzieci. Wciąż odpowiada na nasze modlitwy”. No cóż, być może – choć na pewno nie zawsze w formie, której oczekujemy. Czasem odpowiedzią jest właśnie cisza, która zaprasza nas do głębszej refleksji i zaufania.

W tej pozornej sprzeczności kryje się głęboka prawda o naturze relacji z transcendencją – że czasem najgłębsze spotkanie zachodzi właśnie w przestrzeni ciszy i pozornej nieobecności.

Modliłem się do Boga, który mnie nie słyszał. A potem przestałem – i dalej mnie nie słyszał. To była ta sama cisza, tylko ja już przestałem być dzieckiem. Cisza, która kiedyś wydawała się pełna obietnicy, teraz brzmi jak wyrok. Przyznaję: nie wierzę. Ale tęsknię. Tęsknię za czasem, gdy wiara była prosta jak oddech, gdy nie trzeba było jej uzasadniać, gdy była po prostu częścią świata – jak niebo, jak ziemia, jak miłość matki.

Religia jest niczym lustro z mgłą – odbija nas tylko wtedy, gdy mocno się wpatrzymy. Najczęściej jednak pozwala widzieć tylko to, co pragniemy zobaczyć. Albo to, czego się boimy. W tym zamglonym odbiciu dostrzegam kontury własnych pragnień, własnych obaw, własnych nadziei. Czy to naprawdę Bóg, czy tylko moje odbicie, zniekształcone przez mgłę czasu i tradycji?

Zapach różańca był jak chłód starych klatek schodowych. Pachniał domem i żalem. Kiedy babcia umierała, ściskała go w dłoniach tak mocno, że paciorki wbiły się w jej skórę. Nie wiem, czy to była wiara, czy desperacja. Może jedno i drugie. Może to właśnie jest wiara – desperackie trzymanie się nadziei, gdy wszystko inne zawodzi.

Zawsze byłem sceptykiem, ale nie szydercą. Religia była dla moich bliskich balsamem i kajdanami zarazem. Patrzyłem, jak moja ciotka całuje obrazek z Chrystusem z taką czułością, z jaką nigdy nie zwróciła się do swoich dzieci. W tym geście było coś przejmująco intymnego – rozmowa bez słów, dotyk bez fizyczności. 

Ale widziałem też, jak księża odwracali wzrok, gdy padały niewygodne pytania, i jak błogosławiono zbrodnie, byle były po „naszej” stronie. Ta dwoistość fascynowała mnie i odpychała jednocześnie.

Kiedy w mym codziennym życiu zgasło boskie światło, przestałem być człowiekiem. Stałem się pytaniem. Pytaniem bez odpowiedzi, zawieszoną w próżni myślą, krzykiem bez echa. Czy można żyć jako pytanie? Czy można oddychać wątpliwościami? Okazuje się, że tak. Okazuje się, że można nauczyć się żyć w ciemności, można nauczyć się kochać cień, można nauczyć się tańczyć z duchami własnych złudzeń.

Dostojewski napisał kiedyś: „Jeśli Boga nie ma, wszystko wolno”. Ale ja odpowiadam: „Gdy Bóg jest – też wszystko wolno, byle w Jego imię”. Historia ludzkości to historia zbrodni popełnianych w imię najwyższych wartości. Krzyż, który miał być symbolem ofiary, zbyt często stawał się mieczem. Czy to wina religii, czy raczej ludzi, którzy potrafią każdą ideę przekształcić w narzędzie władzy?

Dym z komina przypominał mi dym z moich snów – tych, gdzie Bóg wychodzi tylnym wyjściem. Nie żegna się, nie tłumaczy, po prostu odwraca się i znika w ciemności. A ja zostaję sam, z pustymi dłońmi i sercem pełnym pytań. Może właśnie tak wygląda prawdziwa wiara – nie jak pewność, ale jak opuszczenie, jak samotność, jak ciemna noc duszy.

Przypomina mi się małe miasteczko po trzęsieniu ziemi. Ludzie gromadzą się w kościele – nie z wdzięczności za cud, lecz z potrzeby nadziei. Jeden z nich, stolarz, buduje krzyż z drzwi domu, który runął i zabił jego córkę. Gdy pytają, dlaczego, mówi: „Bo tylko wtedy mogę przestać krzyczeć”. W tym prostym wyznaniu kryje się istota religii – nie wyjaśnia ona świata, pozwala go znieść. Nadaje sens cierpieniu, które inaczej byłoby nie do zniesienia.

Wyobrażam sobie papieża, który siada nocą i płacze. Nie z powodu grzechów świata. Ale z powodu tego, że Bóg znów doń nie przyszedł. Że znów musi udawać, że słyszy głos, którego nie słyszy. Że znów musi pocieszać innych, gdy sam potrzebuje pocieszenia. Czy to nie jest los każdego z nas? Czy nie udajemy czasem, że wiemy więcej, niż wiemy, że rozumiemy więcej, niż rozumiemy, że wierzymy mocniej, niż wierzymy?

Religia nie wyjaśnia świata. Ona pozwala go znieść. To zdanie towarzyszy mi od lat, jak mantra, jak modlitwa niewierzącego. Bo może właśnie w tym tkwi jej prawdziwa wartość – nie w dogmatach, nie w instytucjach, ale w tej prostej zdolności do nadawania sensu temu, co wydaje się bezsensowne.

Bóg to najczęściej echo: mówimy do siebie, a słyszymy, co chcemy. Ile razy modliłem się w chwilach rozpaczy, nie do Boga, którego istnienia nie byłem pewien, ale do pustki, która mogła Go zawierać? I ile razy w tej pustce słyszałem odpowiedź – nie boską, ale ludzką, nie z zewnątrz, ale z głębi własnej duszy?

Nie wierzę. Ale tęsknię. Tęsknię za prostotą wiary, za pewnością, za poczuciem sensu. Tęsknię za Bogiem, którego nigdy nie poznałem, ale którego nieobecność odczuwam jak brak kończyny, jak fantomowy ból amputowanej części duszy.

Największe wojny nie zaczęły się od bezbożności, ale od przekonania, że Bóg jest po naszej stronie. To przekonanie, że posiadamy prawdę, że jesteśmy wybrani, że nasze cierpienie jest ważniejsze niż cierpienie innych – oto prawdziwe źródło zła. Religia może być lekarstwem, ale może też być trucizną, zależnie od tego, jak ją stosujemy.

Wiara to proteza. Czasem ratuje życie. Czasem każe iść po trupach. Widziałem ludzi, których wiara uratowała przed rozpaczą, przed samobójstwem, przed utonięciem w nicości. Ale widziałem też tych, którzy w imię wiary gotowi byli deptać innych, niszczyć, zabijać. Czy to wina wiary, czy raczej ludzkiej natury, która potrafi nawet najczystszą ideę przekształcić w narzędzie dominacji?

„Double think” – podwójne myślenie. Zdolność do utrzymywania w umyśle dwóch sprzecznych przekonań jednocześnie i akceptowania ich obu. Czy nie jest to istota religijności? Wierzyć i wątpić jednocześnie. Kochać Boga i buntować się przeciwko niemu. Szukać sensu, wiedząc, że może go nie być. Modlić się do pustki, licząc, że ktoś słucha.

Kilka lat temu byłem w Jerozolimie. Stałem przy murze płaczu, obserwując kobietę w czerni, która szlochała, opierając czoło o chłodny kamień. Obok niej turysta robił selfie z krzyżem w tle. Świętość rozmieniona na pamiątki, duchowość zamieniona w turystyczną atrakcję. Ale w cieniu tej karykatury dostrzegłem starca, który codziennie przynosił oliwki i modlił się za duszę żony. Dla niego religia to codzienny rytuał miłości, nie instytucja. W jego oczach zobaczyłem coś, czego nie potrafię nazwać – może to była wiara, może nadzieja, a może po prostu miłość, która przetrwała śmierć.

Jeśli głębiej wejrzeć w siebie, można dostrzec, że coś pustego osiada w nas. Pustka po Bogu, którego nie ma. Albo którego nie potrafimy już dostrzec. Pustka, która domaga się wypełnienia, która krzyczy w ciszy, która boli jak rana. Może właśnie ta pustka jest prawdziwym dowodem na istnienie Boga? Może tęsknota za sensem jest dowodem, że sens istnieje? A może to tylko kolejne złudzenie, kolejna próba nadania znaczenia temu, co znaczenia nie ma?

Myślę czasem o Abrahamie, gotowym zabić własnego syna na rozkaz Boga. Tradycja widzi w tym dowód wiary, ale ja dostrzegam niebezpieczeństwo ślepego posłuszeństwa. Co by było, gdyby anioł nie powstrzymał jego ręki? Czy Bóg, który żąda takiej ofiary, zasługuje na naszą miłość? A może cała ta historia to tylko metafora naszej własnej gotowości do poświęcenia tego, co najcenniejsze, na ołtarzu abstrakcyjnych idei?

Załóżmy, że płakałem z powodu jakiegoś incydentu, którego drugi człowiek nawet nie zauważył. I że, aby tego nie było widać, zakładam ciemne okulary, by ukryć opuchnięte oczy. Intencja tego gestu jest przemyślana: chcę zachować moralną przewagę stoicyzmu, „godności”, a jednocześnie, sprzecznie, chcę sprowokować czułe pytanie („Co ci jest?”). Chcę być jednocześnie żałosny i godny podziwu, dzieckiem i dorosłym. W ten sposób ryzykuję: zawsze istnieje możliwość, że drugi człowiek po prostu nie zada żadnego pytania o te nietypowe okulary, że nie dostrzeże w tym fakcie żadnego znaku.

Czy nie tak właśnie wygląda nasza relacja z Bogiem? Ukrywamy przed nim nasze łzy, licząc, że je zauważy. Udajemy silnych, licząc, że dostrzeże naszą słabość. Milczymy, licząc, że usłyszy nasze milczenie. A On? Milczy. Albo mówi tak cicho, że nie potrafimy Go usłyszeć. Albo mówi przez innych ludzi, przez przypadki, przez zbiegi okoliczności – a my nie potrafimy rozpoznać Jego głosu.

Istnieje apokryficzna koncepcja „Czarnego papieża” – wizja Kościoła opętanego przez własną potęgę. Czy nie jest to metafora każdej instytucji religijnej, która z czasem zaczyna służyć samej sobie, a nie ludziom? Która zapomina o miłosierdziu, skupiając się na władzy? Która zamienia żywe doświadczenie duchowe w martwy rytuał?

Być może misją tych, którzy kochają ludzkość, jest sprawić, by ludzie śmiali się z prawdy, by prawda się śmiała, ponieważ jedyna prawda leży w nauczeniu się, jak uwolnić się od szalonej pasji do prawdy. Może właśnie o to chodzi w religii – nie o dogmaty, nie o pewność, ale o uwolnienie się od obsesji na punkcie prawdy, o naukę życia z tajemnicą, o akceptację tego, że nie wszystko da się wyjaśnić, że nie wszystko musi mieć sens.

Wielu ludzi, którzy przestali chodzić do kościoła, pada ofiarą przesądów. Czy nie jest to dowód na to, że potrzebujemy wiary? Że potrzebujemy sensu? Że potrzebujemy czegoś większego od nas samych? Że pustka po Bogu domaga się wypełnienia, nawet jeśli ma to być wypełnienie iluzoryczne?

Francuzi, Włosi, Niemcy, Hiszpanie i Anglicy przez wieki zabijali się nawzajem. W imię czego? W imię Boga, który miał być po ich stronie. W imię prawdy, którą tylko oni posiadali. W imię miłości, która zamieniła się w nienawiść. Czy to nie jest największy paradoks religii – że to, co miało łączyć, dzieli, że to, co miało leczyć, rani, że to, co miało dawać życie, przynosi śmierć?

Czy możliwa jest religia, która nie będzie ani opium, ani batem? Która nie będzie ani ucieczką od rzeczywistości, ani narzędziem kontroli? Która pozwoli nam spojrzeć w lustro bez mgły i zobaczyć siebie takimi, jakimi jesteśmy – ani lepszymi, ani gorszymi od innych, po prostu ludźmi szukającymi sensu w świecie, który często wydaje się go pozbawiony?

Być człowiekiem to być publicznie aktywnym, a aktywność publiczna wymaga bezinteresownej postawy, którą rozpoznajemy jako odwagę. Czy religia daje nam tę odwagę, czy raczej ją odbiera? Czy uczy nas żyć w świecie, czy raczej uczy nas uciekać od świata? Czy pomaga nam kochać innych, czy raczej uczy nas ich osądzać?

Czy możemy wierzyć bez potrzeby bycia lepszym od innych? Bez przekonania, że posiadamy prawdę, której inni są pozbawieni? Bez pewności, że nasze cierpienie jest ważniejsze niż cierpienie innych? Może właśnie w takim wyzbyciu się pewności, w takim otwarciu na tajemnicę, kryje się prawdziwa duchowość?

Tłum na placu świętego Piotra wiwatuje, ludzie obejmują się, tańczą. „Habemus papam” ociera sie o zbiorową histerię. A ja patrzę na ten dym i zastanawiam się, czy to znak objawienia, czy tylko kolejna zasłona dymna, za którą skrywamy nasze lęki.

Owszem – mamy papieża, ale czy mamy człowieka? Człowieka zdolnego do współczucia, do wątpliwości, do pokory wobec tajemnicy istnienia? Czy tylko kolejną maskę, kolejne odbicie w zamglonym lustrze naszych własnych pragnień i lęków?

Dym rozwiewa się powoli, a ja pozostaję z pytaniami, na które nie ma prostych odpowiedzi. Może właśnie w tych pytaniach, a nie w dogmatycznych odpowiedziach, kryje się istota duchowości – w tej nieustannej podróży ku temu, co nieznane, w tym nieustannym dialogu z tajemnicą, którą niektórzy nazywają Bogiem, a inni – przeznaczeniem?

Published inesejsłowem mówionymsłowem pisanym

Be First to Comment

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *